Cyfrowe życie.



Życie w coraz większym stopniu zależne jest od komputera – to nic nadzwyczajnego pomyśleć można, przecież wielu ludzi trzyma w domu ten bezduszny krzemowy pochłaniacz czasu. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, iż ludzie masowo już więcej czasu niż na jedzenie, poświęcają na tą pożyteczną, tudzież poszerzającą horyzonty formę relaksu. Jest w tym jakaś magia, rzec by się chciało – bo czymże jest spacer po lesie, wobec pełnego napięcia, krwawego polowania na stwory z piekła rodem, w wirtualnym, choć nad wyraz realnym świecie absurdu gry… jednej, czy drugiej; któż śmiałby porównać kąpiel w jeziorze, z godzinami spędzonymi przy kopiowaniu, katalogowaniu i archiwizowaniu setek tysięcy piosenek, ściągniętych z dreszczykiem emocji, ścieżką „ponad prawem”, z serwera kumpla z Krakowa, jak w końcu ma się wyprawa w góry, wobec wakacji „on-line”? Nijak. Nijak proszę Państwa, bo cóż za szaleniec, niczym Semmelweis – umywając ręce, zrzekłby się tych dziesiątek godzin, dni, miesięcy przesiadywania przed monitorem, na rzecz skrajnie beznadziejnego rytuału pakowania się, wyjazdu i zdrowego wypoczynku na łonie natury. Na szczęście niewielu. 


Rośnie w siłę rzesza zwolenników, nazwijmy to – biernego wypoczynku. A warunki sprzyjają: komputery tanie, internet powszechny. Pytanie tylko, co dalej? W zasadzie każdy człowiek jest w pewnym stopniu narażony, bo niezależnie od wykształcenia, wieku, czy płci, każdy w sieci znajdzie coś dla siebie. I tak oto dobro nieokreślone, skarbnica powszechna ludzkiej wiedzy, nieograniczone źródło mądrości młodego pokolenia, wdziera się w spokojne życie ludzi w średnim (i nie tylko) wieku, z impetem atakując każdą jego dziedzinę. Staje się usłużna, poręczna, aż w końcu nieodzowna. Jest blisko, bliżej, wszędzie… chcemy coś kupić, pożyczyć książkę z biblioteki, porozmawiać, a nawet coś zjeść – zawsze można na nią liczyć! Można odnieść niepokojące wrażenie popadania w paranoję, za każdym razem, kiedy człowiek zastanawiając się nad rozwiązaniem problemów dnia codziennego, sięga do komputera. Nikt już nie wyobraża sobie życia bez niego, bez ksera, odtwarzacza dvd, drukarki, telefonu komórkowego, czy inteligentnej pralki… 


Przecież żyliśmy wcześniej i szczęśliwie dożyliśmy czasów, kiedy upowszechnienie wygody odcięło nas od racjonalnego myślenia, bo o nic innego nie chodzi, aniżeli o to, żeby nie wyjść z domu po zakupy, książkę z biblioteki, czy rozmowę ze znajomymi. Żadnym argumentem jest twierdzenie, jako że globalna wioska jest środkiem ludzi do osiągnięcia ostatecznego celu – wygody bezwzględnej, leżenia i wydawania poleceń komputerowi, który przy odrobinie szczęścia, za kilka lat przygotuje nam coś do jedzenia, opowie co w świecie słychać, upierze i wyprasuje ubranie, które i tak nam się nie przyda, bo pracować będziemy w domu, a na spacer udamy się w wirtualne góry, w których każdy szczyt będzie do zdobycia…  Nie należy negować dobra, jakie niesie ze sobą komputeryzacja. Nie należy zapominać o ludzkich istnieniach, uratowanych dzięki technikom medycznym, których postęp umożliwiła właśnie miniaturyzacji i komputeryzacji, o komunikacji, poznaniu przyrody i świata, eksploracji kosmosu, a w końcu i grach komputerowych. Należy pamiętać, aby się opamiętać… bo w tym wszystkim, jak zawsze można znaleźć złoty środek, który roztropnie zachowany, da nam możliwość korzystania w pełni z tego, co oferuje świat wirtualny, przy harmonijnym współistnieniu z rzeczywistością, która choć częściej bolesna, nie da się oszukać.




Michał Jaśnikowski (Vect0r)

________________________

Uprzejmie proszę o nie kopiowanie felietonu bez zgody autora.