Życie za jeden uśmiech, czyli promocja lepszego jutra.



Okres wakacyjny, szczególnie z punktu widzenia młodych ludzi, stanowiących obecnie, jak się wydaje, trzon użytkowników telefonów komórkowych, obfituje w szereg ofert, z których jedna, lepsza od drugiej, powoli, z mozołem, aczkolwiek sukcesywnie i wytrwale, napędzają tryby demokratycznej maszynerii wolnorynkowej konkurencji, która Bogu dzięki, jak mało

co, wychodzi nam na zdrowie. 


Bo przecież nie trzeba specjalnie wytężać pamięci, aby wspomnieć czasy, gdy reklama z sympatyczną babcią w kiosku, zwiastowała rychły podbój rynku przez usługę "short message service". Rzecz jasna, jak to na wolnym rynku bywa, trzeba było czasu, aby jej cena, w połączeniu z błogosławioną konkurencją między operatorami osiągnęła poziom pozwalający na ekspansję "pod strzechy". A teraz jak jest, wszyscy wiemy. Ceny niższe już chyba być nie mogą, więc ślemy w eter dziesiątki, a czasem i setki wiadomości miesięcznie. I dobrze. Bo czemu nie. W końcu czasem łatwiej coś napisać, niż wyjąkać, a i zdrowiej jest. Malkontentów jednak nie brak. Trudno i im odmówić racji, bo przecież są rozmowy, które nie sposób streścić w stu sześćdziesięciu znakach. 


Jednak i w tym przypadku, rządząca się swoimi prawami ewolucja usług gsm, w sobie tylko charakterystyczny, niezwykle płynny i niemal niedostrzegalny sposób, podsunęła nam garść nowych możliwości - mms`y, a w krok za nimi usługi trzeciej generacji. I tak dalej i tak dalej... 


Abstrakcyjnie, ogarnia nas monotonia szaleńczego pędu kolejnych najlepszych promocji, powalających ofert i miażdżących konkurencję, a uskrzydlających rzecz jasna usługobiorców, kolejnych taryf i komfortowych rozwiązań. I oto, w bagnie pozorowanych przywilejów pojawia się światełko na końcu tunelu - fuzja naszych i tak już najlepszych operatorów, z jeszcze lepszymi (?) zagranicznymi koncernami, które już od tak dawna, siedzą jak na szpilkach, nie mogąc doczekać się możliwości podzielenia się z nami swoim kapitałem, zasięgiem, nowoczesnymi technologiami i wszystkim innym, czego brakuje nam, ciut zacofanym, odrobinę za drogim, choć szalenie ambitnym. Może i tak.  Daleko mi od nacjonalistycznych, skrajnie prawicowych poglądów, ogłupiająco zniechęcających do globalizacji, ostrzegających przed utratą tożsamości narodowej itp, itd... Generalnie mam wrażenie, jako przeciętny odbiorca szumnych kampanii, zapowiadających rychłe przebudzenie w świecie postfuzyjnych, wszechogarniających dóbr i przywilejów, w kraju mlekiem i miodem płynącym, w którym możliwe będą ceny i usługi, o których nawet nie śniło się nam w objęciach pionierów naszego telekomunikacyjnego eteru.  Mam wrażenie, że jest szansa, jest to krok do przodu, woda na młyn konkurencji wolnorynkowej, ale lubię konkrety. Lubię wiedzieć, a może raczej widzieć co mam, a z umiarkowanym optymizmem odnoszę się do obietnic, które jakkolwiek realne, wolę oceniać z perspektywy choćby półrocza. Dlatego też, nie negując szansy i nie podważając niczyjego autorytetu, tak dla przykładu, pierwszy wyleję sobie na głowę kubeł zimnej wody i ociekając gęstą masą kumulującej się reklamy lepszego jutra, z optymizmem patrząc w przyszłość, spokojnie poczekam, aż nieuniknione wypełznie zza billboardu, ukaże swoje prawdziwe ja i dopadnie Kowalskiego.




Michał Jaśnikowski (Vect0r)

________________________

Uprzejmie proszę o nie kopiowanie felietonu bez zgody autora.